Cud mniemany czyli Krakowiacy i Górale


STRONA GŁÓWNA - WYDARZENIA -  

Dnia 27 maja o godz 18 odbyła się w naszej szkole premiera śpiewogry Wojciecha Bogusławskiego z muzyką Jana Stefaniego „Cud mniemany czyli Krakowiacy i Górale”. Przedstawienie operowe przygotowane przez uczniów sekcji śpiewu solowego spotkało się z dużym zainteresowaniempubliczność [jak zwykle] dopisała! Młodzież przygotowywała się do tego spektaklu przez cały rok szkolny- kalendarz prób był dość napięty, ale wspólna pasja do muzyki i chęć „zrobienia czegoś nowego” dodawała wszystkim sił i chęci do ciężkiej pracy. Tekst Wojciecha Bogusławskiego, nieco archaiczny, napisany jest gwarą, co jeszcze bardziej utrudniało młodym ludziom opanowanie swoich ról. Dodatkową przeszkodą okazało się ogarnięcie całego przedstawienia- kolejność scen, wydarzeń i tekstów przeplatanych muzyką. Wszyscy mieliśmy tremę przed rozpoczęciem spektaklu, ale już po pierwszych dźwiękach uwertury , nabraliśmy pewności siebie i…daliśmy się ponieść sztuce. Publiczność reagowała na komizm sytuacji, a aktorzy sprawdzili się nie tylko jako świetni odtwórcy swoich ról, ale też popisali się bardzo dobrym przygotowaniem wokalnym, wspieranym przy fortepianie przez p. Milenę Piszczorowicz. Jako reżyser przedstawienia chciałabym podziękować wszystkim występującym artystom śpiewakom za wielki wysiłek i ogrom pracy, jaki włożyli w ten projekt- jestem Wam dozgonnie wdzięczna za chęć współpracy i wspólną zabawę. Nasza młodzież jest naprawdę wspaniała- wystarczy tylko trochę im pomóc, stworzyć szansę poeksperymentowania ze sztuką. Wierzę, że ta przygoda z operą jest dla wielu z nich początkiem bliższej, teatralnej znajomości.

Recenzja

Inicjatywą bez precedensu okazała się premiera śpiewogry „Cud mniemany czyli Krakowiacy i Górale” przygotowana przez uczniów Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia z klasy wokalnej. Nad całością czuwała nauczycielka, p. Katarzyna Wieczorek, pomysłodawca i reżyser przedstawienia. Młodzi ludzie zdecydowali się na tekst ojca sceny polskiej Wojciecha Bogusławskiego. Tu, nad Prosną, to szczególny wybór, nazwisko autora zrosło się bowiem z wizerunkiem naszego teatru.Historia miłości i intrygi jest ponadczasowa i uniwersalna, pozwoliła — mimo oświeceniowego dydaktyzmu – wydobyć błyskotliwy humor fabuły oraz koloryt lokalnego sporu krakowiaków z góralami o dziewczynę. Aktorzy zaanektowali dla siebie całą przestrzeń sceny oraz część widowni. Podpatrzyli doskonale tendencje teatralne lat ostatnich – wytrącanie widza z jego bezpiecznej kondycji biernego „oglądacza”. Oto gdy na scenę wkracza, bocznymi drzwiami, krewki góral (Marcin Sosiński) – najpierw energicznym krokiem kieruje się do publiczności. Chwyta za kołnierz zaskoczonego nastolatka, aby za chwilę przejść przez salę i kontynuować rolę już na scenie. To nagłe a niespodziewane wtargnięcie upewniło widzów, że wojna z góralami to nie banał i krakowiacy mają się przed kim bronić. Warto podkreślić, że rola ta została nagrodzona przez publiczność brawami za nieprzeciętną ekspresję, zaangażowanie, werwę, mimikę, spójną i konsekwentną kreację sceniczną. Nie jedyny to występ domagający się uznania. Aktorzy odegrali widowiskowe sceny zbiorowe ukazując potęgę społeczności lokalnej: urocze krakowianki z kopyściami, wałkami i inną bronią kobiecą broniły Basi przed intruzami z gór. Przekonująco wybrzmiały arie pokazujące siłę solidarności chłopskiej. Większość scen odegranych zostało techniką szopki: pary aktorów wchodziły na scenę, wypowiadały swoją kwestię i znikały, ustępując miejsca następnym. Sympatię publiczności zdobyła zaborcza i bezpruderyjna młynarzowa Dorota (Monika Garczewska). Jej podstarzały mąż (Piotr Porada) doskonale wiedział, że atrakcyjnością partnerki nie przebije, zatem zdecydował się na wyeksponowanie swojej ułomności – świetnie kulał i owłóczył nogą. Para głównych bohaterów miała przypisane najbardziej szablonowe role, zgodnie z librettem ich miłość musiała trafić na przeszkody i pokonać je. Wykonawcy (Agnieszka Wichłacz i Miłosz Piątkowski) świetnie wyczuli założenia gatunku, nie proponowali zbędnej nadekspresji, koncentrując się raczej na profesjonalnym wykonaniu wokalnym. Role odtworzyli w sposób przewidywalny, acz zgodny z konwencją sztuki realistyczno obyczajowej. Na uwagę zasługuje pełen oświeceniowych ideałów Bardos (Marcin Pawelec). Zdobywa sobie autorytet rzetelną wiedzą. To jedyny spośród młodych wykonawców, który nie posługuje się stylizacją gwarową, ma to uzasadnienie w treści sztuki. Może najwięcej do poćwiczenia miałby jeszcze organista (Adam Grzeluszka), gdyż wybrana przez niego realistyczna konwencja pijanego członka wiejskiej społeczności z natury rzeczy jest młodemu człowiekowi obca. Recenzentka nie jest uprawniona do oceny poziomu wokalnego. Może tylko zaświadczyć o wielkiej przyjemności, niekłamanym podziwie podczas słuchania i oglądania. Indywidualne wyróżnienie przyznałaby Basi oraz Dorocie, a w dalszej kolejności Stachowi. Profesjonalna gra na fortepianie Mileny Piszczorowicz dopełniła artystycznie wieczór operowy w Kaliszu. Z ogromnym podziwem piszę te słowa. Jeśli nawet sposób rozstrzygania konfliktów pokazany przez Bogusławskiego jest już dziś dla młodych ludzi anachroniczny, to wciąż żywa jest estetyka ludowej pastorałki i szczęśliwe zakończenie, które ceni smak i urodę życia. Polecam nauczycielom, uczniom, wszystkim, którzy potrafią docenić trud przygotowań i nie chcą narzekać na „dzisiejszą młodzież”.

Beata Majchrzak

Obserwuj nas na Facebooku


Państwowa Szkoła Muzyczka w Kaliszu

Obserwuj Nas: